niedziela, 11 grudnia 2016

SON podczas odwilży

Dziś nie planowałem nart, bo nogi obolałe po dniu wczorajszym, a do tego obtarte stopy od butów narciarskich. Najbardziej ucierpiała lewa pięta - kilka cm2 skóry zeszło. Ale zadzwonił kolega, przez co obudził instynkt narciarza i nie miałem wyjścia. Musiałem jechać na narty.

Sytuacja podobna do wczorajszej - znów musiałem przetransportować lepszą połówkę i mogłem udać się do Szczyrku. Na drogach pusto, ale trochę ślisko. Nie przeszkodziło to sprawnie dotrzeć na miejsce. Dokładnie to chwilę po 10 jestem już pod Golgotą. Tradycyjnie opłata za parking i udaję się do kasy. Dziś zapowiadali deszcze, a szczegółowe prognozy pokazywały opady od godz. 13. Na wszelki wypadek biorę 3 godzinki, ale nie tylko z powodu pogody. Przy zakładaniu butów obtarcia szybko sprowadziły mnie na ziemię... Zastanawiałem się nawet, czy dam rady tyle pojeździć. Ale po co to roztrząsać? Dzwonie do kolegi i zaczynam wspinaczkę na Suche. Tam też się spotykamy i razem ruszamy na Halę Skrzeczeńską. Do godziny 12 z haczykiem będziemy szusować razem.


Na początek (dla mnie) ruszamy na czerwoną 7. Jest dość miękko, ale nie tak jak wczoraj. Są nawet miejsca, gdzie jakby nie było odwilży. Ale to tylko krótkie fragmenty. Niestety wczorajszy ciepły i wietrzny dzień narobił sporo szkód. Pewnie zrobili poprawki ratrakami, ale dziś wiatr jeszcze mocniejszy, a do tego ciągle ciepło. Szybko zaczęły tworzyć się ciemne plamy, przetarcia, a gdzieniegdzie stadka minerałów. Śnieg zbiera w tempie ekspresowym! 





Na szczęście, te gorsze fragmenty dawało się objechać, a większość trasy była jeszcze w dobrym stanie. Gorzej wyglądała niebieska, gdzie pojawiło się sporo przetarć od dnia wczorajszego. Powiedziałbym, że to nawet armagedon. Rezygnujemy z dalszej jej eksploatacji, bo szkoda nart. Lepiej wyglądał odcinek z Suchego do Soliska - tu właściwie bez przetarć i dobry warun. 


Trochę po godzinie 12 pożegnaliśmy się z kolegą i pozostałem sam. Mój kompan mówił, że na Golgocie nierówno od samego rana, ale mimo tego postanowiłem ją przetestować. Tak na koniec jazdy, bo mnie kusiła. Wspiąłem się na górę i jazda! Śniegu dużo,ale teraz to już spore muldy i trzeba powalczyć. Dobrze, mogłem zamęczyć nogi do końca, żeby żal nie było. Kiedy wspinam się ponownie, tym razem dalej, żeby jeszcze z Pośredniego zjechać, zgodnie z zapowiedziami szczegółowej pogody, zaczyna padać. Dokładnie to o szczęśliwej godzinie 13.13... Ale nie jest to deszcz, a raczej takie lodowe kulki, które boleśnie tłuką po twarzy. Przynajmniej na górze. U dołu niestety opad w stanie ciekłym. Nie ma źle,bo jeszcze jeden zjazd i trzeba kończyć. Przy okazji dostrzegłem, że chodzi wyciąg z Julianów,ale dla mnie było za późno, żeby sprawdzić tamtą trasę. Pewnie wygląda podobnie jak pozostałe.



Nie wspomniałem jeszcze o frekwencji,a ta podobnie jak wczoraj była minimalna. Co ciekawe, było kilku chłopaków mówiących po niemiecku... Czyżby u nich kiepskie warunki? A może przeczytali moją wczorajszą relację? Największa kolejka, jaką zobaczyłem, wyglądała tak:


Mimo, iż ta nie jest wielka, jechałem niżej, gdzie byłe sam... Tak da się wyjeździć, nawet w 3 godziny. Ale cóż, zaczęło lać, zrobiło się ciemno (wcześniej nawet słońce świeciło), ja w okularach przeciwsłonecznych,karnet się skończył - wszystko mówi,że czas kończyć.

Kolejny fajny dzień, a o obtarciach w ogóle zapomniałem. Tylko pierwsze chwilę czułem ból, później było już tylko lepiej.

Pozdrawiam,
Maciej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz