czwartek, 29 grudnia 2016

Złoty Groń nieozłocony

Kolejny dzień na nartach, z powodu żonki, postanowiłem spędzić na Złotym Groniu. Nie jest to najlepsze miejsce podczas okresu międzyświątecznego ze względu na frekwencję, ale chcieliśmy przetestować ów stok przed Sylwestrem.

Ostatnio jestem leniwy i nie chce mi się wcześniej wstawać, więc wyjechaliśmy z domciu dopiero gdzieś ok. 12. Zaliczyliśmy jeszcze serwis narciarski po drodze, bo Progressory potrzebowały wsparcia i udaliśmy się w stronę Istebnej. Obrałem drogę przez Żywiec, bo spodziewałem się sporych korków w okolicach Ustronia i Wisły i się nie pomyliłem! Drogi puste, suche, aż do zjazdu na Koniaków. Później standard biały obowiązywał, ale bez większych utrudnień. Najgorsza jest ta wąska droga dojazdowa; to jakiś koszmar i nic się z tym nie zmieniło. Czy tamtejsze władze nie dostrzegają z czego żyją? Może by lekko poszerzyć tą drogę? Dotarliśmy sprawnie, więc nie narzekam. Do tego udało się fajnie zaparkować, bo ktoś właśnie opuszczał miejscówkę... Gramoling i przy okazji penetracja stoku z daleka...


Na stoku tłumy i niestety przy bramkach do wyciągu również. Spodziewałem się sporej frekwencji, ale nie aż takiej o tej porze! Jesteśmy, to nie ma co już wybrzydzać, tylko trzeba przełknąć orzech i do kasy. Jednym z celów było dopytanie o karnety Sylwestrowe. Bierzemy 2 godzinki za 40 dychy od łebka i do kolejki. Początkowo ,myślałem, żeby rozpocząć od małego orczyka, ale ten nie działa! W zamian jest  coś tam dla rozpoczynających przygodę... Kolejka spora, ale przepustowość krzesła sporo nadrabia i idzie to sprawnie. Nie jest tak źle, jak się zapowiadało. Do tego z każdą chwilą ludzi ubywa. 


No to ruszamy na stok. Żonka przerażona i jakby wszystko zapomniała, co wcześniej wypracowała. Trzeba będzie tu więcej popracować... Warunki o tej porze dość trudne, dla początkujących. Lód i cukrowe kopce. Ja się szybko adoptuję do warunków, ale lepsza połówka ma gorzej. Dziś wziąłem inne narty - przede wszystkim naostrzone. Jeździ mi się zdecydowanie lepiej niż wczoraj, ale ze względu na tłumy muszę nieco odpuszczać. Ale odczucia co do warunków pozytywne! Może przez dobrze naostrzone narty... 


Pogoda dość przyjemna. Żadnych opadów, sporo słońca i lekki mrozik. Gdyby nie zmęczenie trasy, byłoby idealnie. Ale też trudno krytykować. Kamieni żadnych, nawet najmniejszych! Tu szacun! Przy takim przerobie? Dają radę i chyba nie przypadkowa ta frekwencja. Tylko ludzie kompletnie sobie nie radzą z wsiadaniem na krzesło... Tak! Niby proste, ale dla niektórych mega skomplikowane... Ale to taki czas...




Przy okazji zerkałem na Ochodzitą, bo lubię to miejsce. Ale tam nic się nie dzieję, choć naturalnego śniegu tu na polach leży ok. pół metra! Tak, tyle go jest! Powinni dawno wystrtować, ale żywej duszy nie widać. Szkoda. Dobrze wspominam nasze wypady z Andy-w i Mati1981 na ten stok... Łezka w oku, jak patrzę na filmik...


Dwie godzinki szybko zleciały i czas wracać. Dopytałem o Sylwestra i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ponownie bez korków, ale byli "zamulający", sparaliżowani na widok śniegu. Cóż zrobić? Trzeba przywyknąć.




Pozdrawiam,
Maciej

środa, 28 grudnia 2016

Lodowaty Szczyrkowski

Miałem dziś przetestować BSA, ale zadzwonił kolega, który przyjechał z Warszawy, że jest w SON, więc tam się udałem. Pojechałem o dość głupiej porze, bo na miejscu byłem o 13.30. Ale coś tam pojeździłem...

Drogi w dobrym stanie, więc dojazd do Szczyrku sprawny. Dopiero tutaj trochę śniegu na drodze, ale bez żadnej ekstremy. Szybko docieram pod Golgotę, gramolka i do kasy. Najbardziej pasowało by mi dziś wziąć 2 godzinki, ale takiej opcji nie ma. Chcę czy nie, muszę brać minimum 3 godzinki. Cóż, może jakoś objadę czas na ratrakowanie... Ruszam pod Suche, gdzie już czeka na mnie Marcin i udajemy się pod orczyk. Wciągamy się w sumie na Halę Skrzeczeńską i kierunek trasa niebieska. Niestety, pierwsze wrażenie mało fajne. Lodowo, a do tego mnóstwo miejsc, gdzie wywiało śnieg i wystają minerały. Choć pozornie nie wygląda to źle.


Marcin musiał tutaj odebrać telefon i przy okazji przywitaliśmy się z jego ojcem - pozdrawiam serdecznie. Ruszyliśmy pod orczyk i tym razem wciągnęliśmy się aż na Małe Skrzyczne.Tylko po drodze ta komunikacja między wyciągami... Spodziewałem się sporej mgły, ale nic takiego nie było. Za to są ładnie ośnieżone choinki. Niestety początek trasy wyglądał jak niżej - sporo lodu i wywianego śniegu. Do tego znowu trochę kamyczków, których nie było widać. Jak tylko wjechaliśmy w las, było już fajnie i tak do Hali Skrzeczeńskiej.




Zaliczamy ją jeszcze raz i uciekamy na czerwoną 7. Tu wyraźnie lepiej, choć ścianki też nieco zlodowaciałe. Ale tu choć nie ma kamyczków. Decydujemy się spędzić resztę czasu na tej właśnie trasie. Tym bardziej, że kolega wspominał o Julianach, gdzie warunki też marne. Nie chciało mi się tego sprawdzać... Cieszyć mogła za to frekwencja - ludzi tak w sam raz. Kolejek do wyciągów praktycznie brak. Pogoda też niezła. Lekki mrozik, chwilami lekki opad śniegu i całkiem dobra widoczność, jak na tak ponury dzień







Słońca brak, to też chętnych do opalania nie ma...


Razem pośmigaliśmy do 16 i niestetyMarcin musiał się zbierać. Wraca prosto do Warszawy, więc i tak opóźnił wyjazd. Jeszcze chwila pogawędki i czas się pożegnać. Ja mam jeszcze niecałą godzinę jazdy, więc trzeba to jakoś spożytkować. Kusiła Golgota, więc ruszyłem ją sprawdzić. Już przy dole było widać, że fajnie nie ma. Ruszyłem trochę niepewnie, ale przetestować trzeba. Tak jak myślałem, jest lodowisko. Nieco lepiej po bokach, gdzie więcej odsypów. W środkowej części nieco małych kamyków, niestety. Ale w tym momencie przybyły ratraki z odsieczą. Mogłem choć kawałek po sztruksie zjechać. 


Wszystko fajnie, ale wyciąg nie działa. Mam jeszcze pół godziny, co więc robić? Ruszam pod Suche, bo tam jeżdżą. Pewnie przyjemność jazdy po sztruksie na Golgocie mnie ominie. Tak jak wcześniej pisałem - przyjechałem o głupiej porze...  Większość została i czeka, więc jest okazja pośmigać w spokoju. Warunki na tej trasie całkiem niezłe, choć tu jeszcze nie ratrakowali. Zrobią to za chwilę...


Dzięki temu udaje mi się jeszcze zliczyć sztruks na trasie z Suchego, a chwilę później jeden przejazd Golgotą. Czy takie ratrakowanie coś zmienia? Niby jest lepiej, bo równo i część lodu przykryli. Ale nie powiedziałbym, żeby dzisiaj to coś wiele poprawiło. Może przy pierwszym przejeździe i bardziej w dole trasy. Góra Golgoty pozostała niestety lodowa. Pojawiło się za to sporo gródek lodu i to ta gorsza zmiana...

Coś udało się pojeździć, ale dziś istotne było spotkanie i wspólne nartowanie. Dzięki Marcin za spotkanie i podziękuj ode mnie bardzo pozytywnemu twojemu ojcu. Tak naprawdę to dzięki Tobie ruszyłem się na narty i wcale tego nie żałuję.

Pozdrawiam serdecznie.
Maciej

PS. Jeszcze dwa filmik: pierwszy z przejazdu Golgotą, drugi trasą z Suchego...




wtorek, 27 grudnia 2016

Przemyślane narty

Wybraliśmy się z Żonką do rodziny do Przemyśla. Ponieważ jest tam stok narciarski, nie byłbym sobą, gdybym nie zabrał nart. Tym bardziej, że w tamtych rejonach nie jeździłem jeszcze ani razu. Jak wrażenia?

Wyjechaliśmy w pierwszy dzień świąt. W naszych rejonach deszcz, szaro i ponuro. Już po drodze było widać, że tam będzie inaczej. Śnieg na drodze zaczynał się gdzieś w okolicach Rzeszowa i im dalej, tym go więcej. Ruch niewielki, więc mimo kiepskich warunków do jazdy, szybko dotarliśmy na miejsce. Podobno święta nie miały być białe? Naprawdę? To pewnie Przemyśla w prognozach nie ujęto!


Jak widać,nawet w centrum miasta było go przynajmniej 10 cm. Ale nie o mieście będę pisał. Pierwszy dzień poświęciliśmy rodzinie, natomiast w drugi się nieco wyłamałem i pojechałem pośmigać na chwilkę na tutejszym stoku.

Zacznę może od początku, od opisu stacji. Działają tu dwa wyciągi krzesełkowe - dwuosobowe i trzyosobowe. Pierwsze służy do transportu narciarzy na stok z dolnego parkingu, przy drugim śmigamy. Stacja ma 3 trasy narciarskie, choć ja bym raczej mówił o opcjach jazdy, wszystkie łatwe. Dwie zaznaczone na mapce jako niebieskie, jedna zielona. Długość wszystkich nieco ponad 800 metrów. Trasy są sztucznie naśnieżane i oświetlone. Jest tu też niewielki bar o dość wymownej nazwie i wypożyczalnia sprzętu narciarskiego. Czyli z grubsza wszystko co trzeba. Parkingów sporo i wszystkie są bezpłatne. Można też tu dojechać autobusem miejskim. Stacja przypomina mi w pewnym sensie bielski Dębowiec. Nie tylko umiejscowieniem, czy dodatkowymi atrakcjami w postaci np. toru saneczkowego na szynach, ale też kontrowersjami jakie budziła sama inwestycja...

Czas ruszać na narty. Dojechałem na miejsce tak przed godz. 12. Na parkingach samochodów niewiele, ale co się dziwić? Po pierwszym, śnieżnym dniu świąt, w drugim przyszła odwilż i mżawka. Wybrzydzać nie będę, bo nie wiadomo kiedy znów będzie okazja. Szybkie gramolenie i ruszam w kierunku stoku. Tuż przed stokiem stoi mała knajpka z bardzo wymowną nazwą - czyżby nie przypadkowo?


Słyszałem o kontrowersjach, jakie budziła ta inwestycja, ale czy faktycznie jest źle? Idę dalej poszukać kasy. Jest jakaś budka, ale okienka nie widzę. Pytam jakiegoś gościa: "jest tam za winklem". Ok, znalazłem. No to popatrzmy jakie mamy opcję... No właśnie! Czasówki podobne,jak w moim rejonie: 2 godz. za 30 zł i 4 godz. za 50 zł. Ktoś chce całodniowy? Poranny? Wieczorny? Niestety takich opcji nie ma. Są tylko te dwie pierwsze. No to przejazdy. Jeden przejazd 4 zł. Ok. Patrzę dalej i znów lekkie zdziwienie... Spodziewałbym się np. 10 przejazdów za 50 zł, ale nic podobnego nie ma. Następna opcja to od razu 50 przejazdów za 150 zł, bądź 100 przejazdów za skromne 250 zł... Może taka specyfika regionu, że innych się nie opłaca oferować. Biorę więc 2 godzinki i wreszcie ruszam na stok. Niestety nieprzyjemnie siąpi, są +4 st. i oczywiście mokry, dość tępy śnieg. Pierwszy przejazd zapoznawczy, bez szaleństw. Stwierdzam, że jest całkiem fajnie! Szybko nie będzie, ale przyzwoicie pojeździć się da.


Warunki określiłbym jako dobre i dostateczne. Niestety odwilż i deszcz narobiły nieco szkód w górnej części trasy, ale nic co by się nie dało objechać, bądź jakoś mocniej uszkodzić sprzęt. Trochę niżej już dobrze, warstwa śniegu wystarczająca. Mimo "puszczającej" trasy i już ok. 3 godzin katowania jej przez szusujących, wszędzie równo. Tak z resztą będzie do końca mojej jazdy. Miałem też trochę szczęścia, bo po 3 przejazdach wyszło słońce i na jakiś czas przestało padać. Wykorzystałem to do porobienia zdjęć i filmików...




No właśnie! Piszę o trasie, a tu są 3 trasy, czy jak kto woli - 3 opcję jazdy. Niestety, zima na razie nie rozpieszcza i udało się naśnieżyć jedynie jedną, określaną jako główną. Na pozostałych na razie trawa i błoto. Ale faktycznie są takowe.



Co jeszcze? Wspomnę o dość nietypowym, jak na polskie warunki, rozwiązaniu przy górnej stacji wyciągu. Krzesełka przejeżdżają nad drogą. Oczywiście trasa też biegnie przez mostek. Ale początek jej jest przez to płaski i trzeba się nieco poodpychać. Może jakby było bardziej lodowo, to by się jechało bez wsparcia paliczków. Widać tak musiało być. 



Dwie godzinki zleciały szybko, przy okazji znów zepsuła się pogoda, więc czas kończyć. Jak oceniam nartowanie w Przemyślu? Przyjemne i relaksacyjne. Trasa nie wymagająca, ale wystarczająco szeroka, dobrze przygotowana, więc dało się przyzwoicie pojeździć. Krzesełko w sam raz na to miejsce, a dokładnie jego przepustowość. Do tego jedzie z zupełnie przyzwoitą prędkością. Ilość ludzi tego dnia niewielka, jazda na bieżąco. Jak dla mnie, to miejsce jest dużo fajniejsze od bielskiego Dębowca, do którego go przyrównywałem. Nie wiem jak to wypada biznesowo (ponoć śnieg tu się słabo trzyma, a inwestycja kosztowała majątek), ale kiedy działa,to z punktu widzenia szusującego, jest ok.

Można nawet spotkać skitourowca, choć ten taki "od niechcenia"... 


Jeszcze przejazd trasą:



Pozdrawiam,
Maciej

sobota, 24 grudnia 2016

Wieczorek bez kiczu

Stacja narciarska "Stok", znana też jako Kiczera, pomyślnie przeszła mój test na początku sezonu, więc postanowiłem ponownie tam zawitać. Nie miałem szans, żeby zobaczyć słoneczko, ale wieczorna jazda też jest fajna. Do tego ta frekwencja przed świętami...
Dziś szybciej skończyłem pracę niż normalnie, choć to nic nie zmieniało ze względu na konfiguracje karnetów, więc tuż przed 16 wyjechałem w stronę Wisły. Zostawiłem sobie zapas czasowy i to się opłaciło.Tuż za Auchan była kolizja kilku samochodów i oczywiście natychmiast zaczął się tworzyć olbrzymi zator. Ja przejechałem to jeszcze sprawnie,ale chwilę później korek wydłużył się aż do okolic Castoramy... Ufff, odetchnąłem. Dalej bez przeszkód, zarówno na fullwypasówce, jak i Wiślance. Ostatnie 2 km już po nieco zaśnieżonej drodze. Poszło dobrze i już o 16.30 byłem na pustym parkingu niemal pod samym wyciągiem. Chwilę zbierania się, przygotowania sprzętu i po karnet. Wieczorek kosztuję 4 dyszki za jazdę od 17.00 - 21.00. Całkiem dobra cena, jak na obecne standardy w Beskidach. Ruszam pod stok, gdzie jeszcze ratrak buszuję i robi piękny sztruksik. Czeka ze mną kilku narciarzy...




Trasy przygotowane, wybija godz. 16.00, czas ruszać na stok. Jest nas łącznie ok. 10 osób - super! Zapowiada się piękna jazda. Jak dojrzałem na tutejszej informacji, temperatura u góry -5 st. ,u dołu -3 st.... Lekki mrozik, idealna pogoda. Ruszam na stok. Jest twardo, równo i baaardzo szybko! Potwierdza to GPS, który zanotował prędkość bliską 70 km/h, choć wcale nie staram się bić rekordów. Wręcz odwrotnie. Ale jak narta jedzie, to czemu jej nie pozwolić? Nawijam głównie po czerwonej, choć parę razy zaliczam też niebieską. Później z tej drugiej rezygnuję, bo puścili armatki i tam zrobiło się mało komfortowo. Ale dobrze - niech sypią!





Jak widać, tłoku nie było. Szusowanie przed świętami to dobry pomysł w naszych górkach.Zazwyczaj nie miałem nikogo przed sobą, choć raz serce do gardła podeszło... Będzie filmik. Warunki do samego końca bardzo dobre! Co lepsze, nie dojrzałem choćby najmniejszego minerału na trasie, choć warstwa śniegu jeszcze niby niewielka - jakieś 40 cm. Co tu więcej pisać? Piękny wieczorek! Przygotowanie trasy wzorowe, frekwencja minimalna , lekki mrozik, stok twardy i szybki - idealnie! Jeszcze kilka fotek z niebieskiej:



Pięknie było, ale szybko się skończyło. Trza było powrócić do codziennych obowiązków... 
Jeszcze parę fotek z tego pięknego miejsca.





Jeszcze taki filmik...



Pozdrawiam,
Maciej

niedziela, 18 grudnia 2016

Skitoury na Pilsku


Sobota zapowiadała się piękna, więc bez wahania zapadła jedynie słuszna decyzja: skitoury na Pilsku! Przy okazji tak się złożyło, że kolega właśnie skompletował sprzęt "splittourowy" i chciał go przetestować. Co to za ustrojstwo? To snowboard, który można rozłożyć, doczepić foki i wspinać się jak na nartach. Fajny patent! Widywałem coś takiego w internecie, ale nie na żywo. To teraz była okazja.

Skitoury mają tą przewagę nad narciarstwem "przy wyciągowym" , że nigdzie nie trzeba się spieszyć. Normalnie wstaje wcześniej rano, szybko pruję do wybranej stacji, żeby być pierwszym na stoku, zobaczyć sztruks i jak najlepiej wykorzystać karnet. Kiedy wspinam się samemu, mogę nieco zmarudzić i pojawić się u podnóża wybranej górki np. ok. godz. 10, jak dziś. Ale najpierw wspomnę tradycyjnie o drogach - rano mały mrozik, miejscami ślisko, ale bez żadnej ekstremy. Dopiero w Korbielowie nieco śniegu na drodze i paru sparaliżowanych kierowców z tegoż powodu. Ale na szczęście sprawnie docieramy na miejsce i parkujemy pod wyciągiem BABA. Obawiałem się, że tutaj może być zdecydowanie zimniej niż w okolicach Bielska-Białej, więc się poubierałem dość grubo. Kiedy człowiek wysiada z ciepłego auta, to faktycznie odczuwalna temperatura jest niska i myślałem, że dobrze zrobiłem... Czas odpowiednio się spakować, założyć foki i do dzieła!



Jeszcze nie ruszyliśmy, a już czuję jak się topię. Wystarczyło wejść do słońca i wszystko jasne: jest o wiele cieplej niż się tego spodziewałem. Już po przejściu 100 metrów zrzucam ciepłą kurtkę, a po przejściu następnych dwustu idę już tylko w jednej cienkiej koszulce bez czapki na głowie.To samo mój kompan. Na szczęście, tym razem zabrałem większy plecak i było gdzie upchnąć nadmiar odzieży. Mimo tego oboje jesteśmy cali mokrzy. Od razu zamarzył mi się mały wiaterek, bo dobre chłodzenie pomaga. Niestety tego u dołu całkowicie brak. Przy okazji przyglądamy się na stok. Ludzi na "babie" szt. kilka, nieco więcej obok na czteroosobowym krzesełku. Warunki określiłbym jako dobre, ale tu i ówdzie można zobaczyć, że śniegu mało. Ale jeździć można bez obaw.



Humory dopisują do momentu kiedy zobaczymy Buczynkę. Myślałem, że skoro tu już jest dobrze, to tam też choćby jakiś pasek będzie zrobiony, żeby zjeżdżający z góry mogli się dostać do dolnej części tras. Niestety, dół wygląda masakrycznie! Same kamory wymieszane ze śniegiem. Ratrak tamtędy jechał, ale śniegu zdecydowanie za mało, żeby coś to zmieniło. Dopóki idziemy do góry, nie jest to problem, ale jak będziemy zjeżdżać? Pomyślimy nad tym później, teraz trzeba się wspinać i podziwiać widoki. Im wyżej wychodzimy, tym trasa wygląda lepiej. Od mniej więcej połowy Buczynki pojawia się sztruks i tu już jazda będzie możliwa bez obaw. Również wspinaczka jest przyjemniejsza.




Ciekaw byłem co z tym wyciągiem na Buczynkę. Widać, że jest gotowy do użycia. Krzesełka wiszą i niby w każdej chwili może być włączony. Oczywiście teraz śniegu mało i jazda byłaby niemożliwa, ale może choć do komunikacji między górą a dołem? Pewnie by się dało,ale... przyjrzyjcie się na zdjęcie:


Może temu stoi? Widać, musiał być "ochrzczony" jak niedawno stary orczyk w tym miejscu. Mam nadzieję, że szybko uporają się z tym problemem (i być może innym...) i w końcu krzesełko ruszy. My wspinamy się dalej. Kiedy docieramy do Płaju, zaczyna wiać. Powoli trzeba zacząć myśleć o ubieraniu się, choć dla mnie to dopiero idealny komfort termiczny. Mój kompan woli założyć choć czapkę. Stąd już widać schronisko na Hali Miziowej, więc już tak przyjemniej się robi. Po drodze mijają nas narciarze, kierujący się na Buczynkę. Wszystkim odradzamy ten kierunek, ale tym rozpędzonym nie jesteśmy w stanie. Oj, będą się rysować ślizgi, tępić krawędzie i inne takie. Powinni dać jakieś ostrzeżenie, dużą tablicę, ale niczego takiego nie zauważyłem. Nawet tej słynnej z napisem: "Uwaga, kamienie na trasie!"...  Cóż, My dalej do przodu, a tu warunki już fajne. Nie wiem jak końcówka niebieskiej do Hali Szczawiny,ale do Płaju jest dobrze.



Jeszcze chwila i osiągamy Halę Miziową. Oprócz pięknych widoków, patrzymy też co tu działa itp. Ludzi bardzo mało. Działa wyciąg na Pilsko i talerzyk na Kopiec. Warunki na trasie bardzo dobre, choć  nawet tutaj jakoś obficie nie sypnęło. Kto się uważnie przyglądał, na pewno zobaczył prześwitującą trawę. Na szczęście nic groźnego i na chwilę obecną góra Pilska jak najbardziej godna polecenia. My, będąc rozgrzani, decydujemy się od razu zdobyć szczyt. Przerwę zrobimy sobie w drodze powrotnej. Kierujemy się na niebieską trasę i dalej na Kopiec. 



Po dotarciu na miejsce, robimy sobie krótki odpoczynek. Kolega zaczął narzekać na obtarcia stóp. Trochę mnie to dziwiło, bo laćki snowboardowe są prawie jak normalne buty. Najwidoczniej "prawie" robi dużą różnicę. Na Kopcu małe zaskoczenie - mija nas kilka skuterów śnieżnych. Wiem, że niektórzy w poważaniu mają wszelkie zakazy, ale skąd ich aż tak dużo? Mały dyskomfort podczas odpoczynku... Szybkie fotki i ciśniemy na szczyt. Widać dość dobrze nie tylko Babią, ale też np. J.Żywieckie czy Skrzyczne.




Podobnie jak na Buczynce, niepokoi nas widok powyżej trasy narciarskiej z Pilska - sporo ciemnych plam,wystająca ziemia i kamole. Tu też będzie trzeba kombinować przy zjeździe. Na samej kopule Pilska śniegu do zjazdu dość, ale jeszcze go mało, jak na tutejsze standardy. No ale to dopiero połowa grudnia. Najważniejsze, że docieramy do szczytu i mamy zasłużoną nagrodę, czyli widoczki. Dobry nastrój psuje jedynie bardzo silny i mroźny wiatr. Tu już musiałem ubrać drugą, cienką bluzkę, a po dotarciu na szczyt i odpoczynku, ciepłą kurtkę. Pozostaję się "rozfoczyć", zrobić fotki i tradycyjne Selfie. Na szczycie dostrzegliśmy też narciarzy i snowboardzistów jeżdżących przy pomocy latawców. Niektórzy wzbijali się nawet dość wysoko w powietrze! 








Jeśli jeszcze ktoś się zastanawiał, czemu tak lubię Pilsko, zwłaszcza na tourach, to już chyba wie... Dobra, fotki porobione, czas uciekać, bo tu strasznie zimno. Wiatr daje w kość zwłaszcza moim dłoniom. Rękawiczki nie pomagają za bardzo. Ruszam więc szybko w dół, byle się nieco schować. Po drodze trzeba uważać,bo zdarzają się takie kwiatki:


Kopuła Pilska jest praktycznie płaska, co w sporej części uniemożliwia jazdę na snowboardzie. Narciarz odepchnie się kijkami, "zrobi jodełkę" i po problemie. Snowboardzista ma gorzej, no chyba, że ma Splitboarda i kijki...  


Tak docieramy do bardziej stromego odcinka odcinka, gdzie można już sunąć bez użycia wspomagania. Kolega montuję dechę, a ja zaczynam kombinować, jak pokonać wcześniej wspomniane miejsce. Wbrew pozorom, nie jest źle i szybko docieram do trasy narciarskiej, na której warunki są już dobre. Oczywiście po południu jest już trochę zmęczona, w jednym miejscu zaczęły wyłazić borowiny, ale bez żadnych przykrych niespodzianek. My ciśniemy do schroniska trochę się ogrzać, choć już podczas jazdy zacząłem nabierać właściwej temperatury. Dobry grzaniec nie jest zły, zwłaszcza w takiej sytuacji. Przy okazji wyjaśniło się, skąd wzięły się skutery śnieżne - można je wypożyczyć! Chyba sam kiedyś spróbuję...




Ogrzani, napojeni i nakarmieni ruszamy na dół. Trochę się nam zwlekło i zaczął się już robić półmrok. Szybko pokonujemy trasę, a z nami sporo innych narciarzy i snowboardzistów. Biedaki chyba nie wiedzieli na co się piszą... Jeden gość zalicza glebę jeszcze na dobrym odcinku i niestety dość mocno ucierpiał. Pojawili się jego koledzy, więc My jedziemy dalej do Buczynki. Do jej połowy jazda bezstresowa, później co raz więcej kombinacji. Mi udało się dotrzeć na tyle daleko, że jedynie 100, może 200 metrów musiałem przejść. Bez strat, dodam.


Dalej, tj. od Soliska, jazda już z przyjemnością, choć pojawiło się trochę lodu. Przeszkadza jedynie słaba widoczność, bo jeszcze nie włączyli oświetlenia. To znaczy "BABA" nie włączyła... Dojeżdżam na nartach do samego parkingu, pakowanko i czas wracać do domu.
Kolejny bardzo udany dzień na nartach, a właściwie na tourach. Piękna  pogoda, piękne widoki i w dobry towarzystwie!



Pozdrawiam,
Maciej