poniedziałek, 27 marca 2017

Skitoury na Pilsku

Bez zbędnego ględzenia - start B-B o godz. 7.20 i ciśniemy do Korbielowa.  Docieramy na miejsce nieco po ósmej. Na parkingu już sporo samochodów, ale miejsca jeszcze dość. Wszystko dookoła zlodzone i czuć przenikliwe zimno. Gramoling, do kas po jeden wyjazd na Szczawiny, bo na dole śniegu brak i na krzesełko.



Jeszcze podczas jazdy do Korbielowa było lekkie zachmurzenie, ale już z krzesełka ukazał nam się piękny błękit na niebie. Dzień zapowiadał się pięknie. przyjemność psuły nieco silne podmuchy wiatru. Ale kto by się przejmował. Zakładamy foki i ruszamy w kierunku Płaju.



Ciśniemy trochę niebieską trasą, trochę przez las, co tam fantazja podpowie. Oczywiście trzeba było się porozbierać, bo mimo mrozu zrobiło nam się ciepło. Po drodze spotykamy tez innych skitourowców. Były też osoby, które niosły narty w rękach w dół, choć śniegu sporo...  Po co się pchać na zamkniętą trasę, kiedy umiejętności brak? Nie lepiej było piątką zjechać? Nie nasz problem, ale byliśmy nieco zaskoczeni widokiem.



Po dotarciu na Miziową kontaktujemy się z  resztą ekipy i zgadujemy na późniejszego browara. Nie chcemy wytracić temperatury i wolimy najpierw wejść na szczyt, a dopiero później odpocząć. Wchodzimy na Kopiec, skąd przypuścimy atak na szczyt. Od Miziowej wzwyż przybyło sporo śniegu - nawet do 30 cm! Do tego to puch. Tutaj non stop było na minusie.





Na Kopcu krótka sesja i czas ruszyć na ostatni odcinek. Przy okazji znajdujemy fajne obejście najstromszej ścianki, gdzie często lód utrudnia przejście.Gdy tylko wchodzimy na kopułę, zaczyna mocno wiać. Trzeba się cieplej poubierać i założyć rękawiczki. 




Gdzieś tak od polskiego szczytu Pilska, wiatr dosłownie urywa głowę. Czasami potrafi wytrącić na chwilę z równowagi. Kijki też jakoś tak dziwnie się stawia - człowiek chce go wbić, a ten w bok ucieka... No ale tu już po płaskim i szybko docieramy do właściwego wierzchołka. Wspinaczka zakończona! Czas porobić zdjęcia, podziwiać widoki, choć Tatry słabo widoczne i ściągnąć foki. Kiedy mocno duję, to nawet spore wyzwanie...









Zjeżdżamy na Miziową i tu spotykamy się z całą ekipą obecną na Pilsku. Tradycyjne jedzonko, pifko i debata w miłej atmosferze. Przy okazji, dzięki kolegom, udaje się nam zaliczyć dodatkowy zjazd, a właściwie jeden wyjazd na górę. Warunki fantastyczne, więc warto było! Jednak do wyciągu na Pilsko kolejka spora. Ale nie dziwi mnie to. Czas ucieka i po spotkaniu ruszam w ostatni zjazd na Szczawiny. Warunki nieco gorsze, choć trudno narzekać. Tam żegnamy się z częścią ekipy i krzesełkiem na dół. 



Piękny dzionek! Mam cichą nadzieję, że jak zwykle Pilsko przetrwa do drugiej połowy kwietnia. Śniegu powyżej Miziowej sporo, więc jest szansa. Zazwyczaj to tu w Beskidach kończyłem sezon. 



Pozdrawiam,
Maciej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz