czwartek, 9 marca 2017

Retro Day w Szczyrku

Wreszcie marzec! Minęły ferie, więc można ruszyć na narty. Co prawda zawsze przynajmniej raz w tygodniu gdzieś jestem, ale teraz można się więcej nacieszyć. Niestety obowiązki nie pozwoliły pojechać z rana, ale może to dobrze, bo ja lubię jak jest miękko. 

Ruszam dopiero ok 13,żeby być w Szczyrku gdzieś przed 14. O drogach nie ma sensu pisać, bo korków brak, a asfalcik suchy. Dojeżdżam pod Golgotę, gdzie parkuj i ku mojemu zdziwieniu nikt się nie pojawił, żeby pobrać opłatę. Niemożliwe... Szybkie przebieranie i do kasy. Biorę 3 godzinki, bo pewnie więcej i tak nie pojeżdżę. Dziś zabrałem moje "śmiertelne" narty, bo jazda na nich w takich warunkach jest mega przyjemna!  Na dole ciepło, coś koło +15 st. Ubieram tylko cienkie, letnie spodnie , cienką koszulkę i Soft Shell. Myślałem nawet o krótkich gaciach, ale ten wiatr... Czas ustawić się w kolejce do wyciągu, jak to w niedzielę...




Niestety, wyciąg na Suche już nie chodzi. Można jeszcze pojeździć na Golgocie, powyżej na zielonej (teraz już niebieskiej) i na czerwonej na Julianach. Śnieg ginie w oczach, choć tu go jeszcze sporo. Długo nie zastanawiając się, biorę na pierwszy ogień Golgotę. Warun mega, choć pewnie większość już by psioczyła... Są muldy, a jakże! Ale ja lubię takie miękkie, morskie fale sztormowe. Kiedy wokoło mało obiektów, a właściwie ich brak, to można się wyszaleć!




Podoba mi się, więc ruszam sprawdzić pozostałe czynne trasy. Jeden wyciąg na Julianach chodził, więc ruszam na "10". Tutaj również spoko warun, ale fale nieco mniejsze. Da się fajnie rozpędzić. Tutaj też nieco więcej ludzi, choć oczywiście jakichkolwiek kolejek brak. Zacząłem nawet żałować, że nie udało mi się wystartować z samego rana. Piękne słoneczko, ludzi malutko, a śniegu mnóstwo! Ale z drugiej strony i tak szybko się męczyłem, bo jednak ten sztorm wypompowuję energie...



Kilka zjazdów "10" i wracam pod Golgotę, oraz niebieską "8". Teraz jeżdżę całą długością na sam dół. Przy okazji mam swoja wersję "Splasch"...





Ale na tym dzień się nie skończył. Po dwóch godzinach jazdy spotkałem się z Pawłem, kolegą z forum narciarskiego. Przywiózł on interesujący przedmiot... Dokładnie to orczyk, jakie kiedyś tu można było spotkać. Dokładnie to w latach 60-ych! Pierwsze kotwice, takie drewniane.  Chodziło o to, żeby przed ostatecznym demontażem całego wyciągu, porobić jak najwięcej pamiątkowych zdjęć i filmików z jego udziałem. To znaczy tego orczyka. Przy okazji przejechaliśmy się na nim. Ciekawe doświadczenie! Oczywiście wszystko działo się już po zamknięciu wciągu. Nawet sobie nie wyobrażacie ile trzeba było za tym "chodzić", żeby taką chwilę zorganizować... Wspomnę tylko o zaangażowaniu ludzi zza granicy! 

Kilka fotek z zabawy:










Wielki dzięks dla Pawła za możliwość jazdy na wyjątkowym wyciągu i wzięcia udziału w całym wydarzeniu! Dla mnie to był pierwszy i pewnie ostatni raz na takim sprzęcie. Wkrótce zdemontują ów wyciąg i pozostaną tylko wspomnienia. Niby orczyk jak orczyk, ale jednak wyjątkowy!
Chwilę po tym, jak kończyliśmy akcję, rozpadało się, tak symbolicznie. Chyba to Szczyrk opłakuję koniec pewnego etapu, a wraz z nim pewna część ludzi.

Jeszcze skrót z dnia w postaci filmiku:



To tak w skrócie, bo czasu mało.
Pozdrawiam,
Maciej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz